poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Do kogo należy złoty pociąg?



O niemieckim pociągu spod Wałbrzycha słyszeli już chyba wszyscy. Historia brzmi jak scenariusz filmu sensacyjnego- anonimowy Niemiec zdradza na łożu śmierci miejsce ukrycia wypełnionego kosztownościami składu. Na poszukiwania rusza dwóch śmiałków, którzy ustalają dokładnie gdzie znajduje się pociąg i... tu wszystko się komplikuje. Bowiem do kogo będą należeć te skarby?

Odpowiedź na postawione wyżej pytanie jest wymaga analizy podstawowych ustaw, które wchodzą w grę w tym przypadku. Przede wszystkim, z racji tego, że pociąg znajduje się na terytorium Polski, sięgnąć trzeba do polskiej ustawy z dnia 20 lutego 2015 r. o rzeczach znalezionych. Jak czytamy w jej art. 1 ust. 3, ma ona zastosowanie do postępowania z rzeczami o wartości historycznej, naukowej lub artystycznej, a taką rzeczą niewątpliwie jest pociąg i jego zawartość. 

Z treści ustawy wyczytać można, że jeśli do odbioru rzeczy o wartości historycznej, naukowej lub artystycznej nie zgłoszą się uprawnieni (którzy muszą swój tytuł prawny udowodnić), to, w myśl polskiego prawa cywilnego, przedmioty te przechodzą na własność Skarbu Państwa. Stanowi tak Kodeks cywilny, a dokładniej jego art. 187:
§ 2. Rzecz znaleziona będąca zabytkiem lub materiałem archiwalnym po upływie terminu do jej odebrania przez osobę uprawnioną staje się własnością Skarbu Państwa. Inne rzeczy znalezione stają się własnością powiatu po upływie terminu do ich odbioru przez znalazcę.
 Szczęśliwi znalazcy mogliby w tym wypadku liczyć na 10% od wartości znaleziska. Takie żądanie zostało też wysunięte w ich piśmie, w którym zawiadomili o posiadanych informacjach. 

Pamiętać jednak należy, że sprawa może ulec skomplikowaniu, jeśli po znalezione przedmioty zgłoszą się osoby uprawnione do ich odebrania. Już teraz słyszy się bowiem o kolejnych państwach i organizacjach, które interesują się odkryciem. Udowodnienie tytułu prawnego do sztabki złota jest zgoła niemożliwe, lecz już w przypadku dzieł sztuki może to być realny problem. 

W przypadku artystycznego charakteru znaleziska, główne pretensje mogą wysunąć państwa, które przed wojną posiadały utracone przedmioty. Historia zwrotu zagrabionych podczas II Wojny Światowej dóbr kultury jest trudna i zawiła. O sporach polsko-niemieckich w tej sprawie można poczytać choćby tutaj. Daje się jednak zauważyć, że każde państwo, które uważa się za poszkodowane wysuwa szereg roszczeń, lecz żadne nie jest skore oddawać arcydzieł, które po wojnie znalazły się w jego archiwach i muzeach. Abstrahując od tematu-rzeki jakim jest kwestia winy w tym sporze, trzeba mieć na uwadze, że zainteresowanie, które wzbudził pociąg spod Wałbrzycha już teraz jest ogromne- trudno więc wyobrazić sobie, jaki wysyp roszczeń może nastąpić, gdy okaże się, iż skład ten faktycznie kryje arcydzieła sztuki. 

Póki co, wszyscy, którzy chcą ujrzeć wnętrze nazistowskiego pociągu muszą uzbroić się w cierpliwość. Jak ogłosił generalny konserwator zabytków, bardzo możliwe, że prace prowadzone przez odpowiednie służby (w tym m.in. saperów) potrwają aż do wiosny 2016 roku. Czas ten można spędzić na typowaniu, co takiego może znaleźć się w tej maszynie, która zelektryzowała Polskę. Moim cichym marzeniem jest, by skrywała ona zaginiony Portret młodzieńca, pędzla Rafaela Santi. Póki co, chwalić można władze Wałbrzycha, która już teraz na pociągu robią złoty interes- sprzedaje się mnóstwo gadżetów, region zyskał też dodatkowy walor turystyczny. Przestają dziwić słowa ze starej reklamy napoju- na Wałbrzych!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz